czwartek, 18 lutego 2016

bo kiedy jak nie teraz?

Do tego że przynajmniej raz w roku mam nowy pomysł na życie z pewnością przyzwyczaili się nie tylko moja mama i brat, ale też moi znajomi. Jednak często kończyło się to tylko pomysłem, bo zawsze znalazłam jakieś "ale". 

A teraz przyszedł ten czas kiedy w końcu mam zamiar doprowadzić coś do końca i spełnić moje największe marzenie : zwiedzić USA!

To takie banalne ale od kiedy pierwszy raz obejrzałam "Kevin sam w Nowym Yorku" chciałam spędzić chociaż jeden dzień w tym mieście, szczególnie zobaczyć zimą Rockefeller Center Christmas Tree. Potem w podstawówce po obejrzeniu kolejnych filmów/seriali amerykańskich zamarzyło mi się posiadanie szafek w szkole na korytarzach. Ot to był taki mój wyznacznik że szkoła w Stanach jest o niebo lepsza niż w Polsce i tam to na pewno łatwiej przychodziłaby mi nauka. Ma się te fantazje.. Ale od tamtej pory chęć zwiedzenia stanów pozostała, chociaż tak na prawdę nigdy nie wierzyłam że kiedyś będę miała taką możliwość. Swoją drogą to straszne że dla większości Polaków wizyta w USA jest tak odległym marzeniem, które często niszczy jedna osoba w ambasadzie. Tak też było w moim przypadku, kiedy rok temu starałam się o wizę turystyczną, wystarczyło 20 min w ambasadzie by poczuć się co najmniej jak kryminalistka, która ma zamiar przemycić hektolitry mazurskiego bimbru do stanów. I tak oto w 20 minut byłam biedniejsza o 590 zł i marzenie o zwiedzeniu US. 

Później przeprowadzka do Warszawy, znalezienie pracy i "poważne życie". Ale nie byłabym sobą gdybym długo tak wytrzymała. Internet zaczął podsuwać mi kolejny raz różowe reklamy agencji Au Pair. A że ze mnie niezła sroka to oczywiście się skusiłam. Przejrzałam od deski do deski strony dwóch agencji Au Pair in America i Cultural Care. Przeszperałam blogi innych Au Pair - moja pierwszy myśl "Nawet jeśli mi się uda i wylecę , na bank nie założę bloga!". Na prawdę jeśli ktoś z Was zdecyduje się na program Au Pair, w internecie znajdziecie odpowiedź na praktycznie każde Wasze pytanie! 

Po wstępnych informacjach poszłam bardziej na łatwiznę i wybrałam agencję w której było mniej formalności na początku czyli Cultural Care, ale też dlatego że jakoś wzbudziła moje największe zaufanie. Po jakichś dwóch tygodniach agencja otworzyła mój room i na prawdę to był chyba najbardziej ekscytujący moment. Jarałam się za każdym razem gdy na profilu miałam nową rodzinę, a miałam ich ok. 16. Były to rodziny z najróżniejszych stanów, z najróżniejszą ilością dzieci, najróżniejszych religii i zasad. W każdej rodzinie był zawsze jakiś mały szkopuł który mi nie pasował. Aż w końcu po przeczytaniu kolejnej aplikacji, aż śmiałam się do komputera. Od razu postanowiłam napisać do nich! Kilka rozmów na Skype z rodziną i ich obecną Au Pair. 

I 30 grudnia kiedy popijałam wino w najlepszym lokalu w Toruniu z ziomeczkami, w końcu ten długo wyczekiwany telefon z Bostonu o moim Perfect Match! Całkiem dobre wejście w Nowy Rok.


Później czekał mnie największy stres, czyli wizyta w ambasadzie. Tym razem znów wyszłam z ambasady biedniejsza o 640 zł, ale za to bogatsza o szansę na zrealizowanie największego marzenia. 

Aktualnie jestem na etapie "o matko już tylko ... dni", "ale się jaram", "uwierzę jak wsiądę do samolotu", "jeszcze tyle muszę kupić", "poradzę sobie?!".


4 kwietnia wylatuję do Nowego Jorku gdzie czekają mnie 4 dni szkolenia, potem na najbliższy rok kierunek Bethesda, Maryland. Jeśli chodzi o blog nie znajdziecie tu postów jak krok po kroku stać się Au Pair, to raczej miejsce dzięki któremu moi znajomi i rodzina będą na bieżąco mogli wiedzieć co u mnie. 






A wszystkich zainteresowanych programem Au Pair odsyłam do kopalni wiedzy :
  • zbiór blogów Au Pair : http://aupair-poland.blogspot.com/
  • facebook : https://www.facebook.com/groups/450692768391576/?fref=ts