6 miesięcy i 11 stanów później, tylko kiedy to minęło? Rok temu o tej porze nawet nie myślałam o tym wyjeździe a wszystko potoczyło się w ekspresowym tempie.
Ostatni wpis wrzuciłam gdy minął
miesiąc od mojego przylotu i nie mogłam się nadziwić jak szybko to zleciało.
Śmieszne, bo teraz mija pół roku i tym bardziej nie mam pojęcia gdzie to
minęło. Dobrze wiedziałam że nie jestem typem osoby która zrobi karierę
blogową, chociaż wiem że mam jedną fankę która wciąż czeka na mój debiut na
youtube. Tak Wójcikowa to ty! Kopnął Cię ten zaszczyt (zapewne przez to samo
imię i nazwisko co moje) i wspomnę o Tobie bo mimo że po orientation wywiało
Cię do Chicago, to właśnie Ty jesteś
osobą dzięki której wiem że tu nie zwariuję. Przez te pół roku wiedziałam że
mogę do Ciebie zawsze zadzwonić i poryczeć się kiedy się pieprzyło a ja
potrzebowałam rozmów, poradzić się, wypić butelkę wina na skypie lub ponarzekać
na życie au pair, bo nikt inny tego nie zrozumie lepiej niż inna au pair. Nie
raz dałaś mi kopa w dupę, to z Tobą postawiłam pierwsze kroki w USA i mimo że
panikara z Ciebie trochę to cieszę się że to na Ciebie trafiłam!
Tak więc 6 miesięcy życia w USA
minęło, czy było kolorowo i idealnie jak to sobie zawsze wyobrażałam? Ciężko
ocenić, bo gdy trafiasz na prawdziwy perfect match jak w moim przypadku to tak naprawdę
nie ma się czym przejmować. Ale czy na pewno? Zależy jaką osobą jesteś, myślę
że osoby które przyjeżdżają jako au pair dzielą się na trzy grupy :
A – „Nienawidzę Polski, za mało
zarabiamy, Polska jest taka zacofana, szukam sposobu na zieloną kartę”
B – „Boże jak ja wytrzymam bez
mojego psa cały rok” – cały rok homesick
C – „Jadę zwiedzić i spełnić
marzenia, zobaczymy co dalej”
Ja należę do tej ostatniej grupy.
Przyjechałam, zwiedzam, spełniam marzenia, jaram się nowościami ale wiem że
wracam do Polski za pół roku. Wiedziałam to od początku. I nie dlatego że się
zawiodłam, nie wracam też dla kogoś , bo ludzie w Twoim życiu pojawiają się
równie szybko jak i znikają. Wracam bo to już mój drugi wyjazd za granicę do
pracy który uświadomił mi że po prostu mimo wszystko najlepiej czuję się w
Polsce. Nie wyobrażam sobie mieszkać tysiące kilometrów od mojej rodziny. Wiem
że przede mną jeszcze pół roku, ale patrząc na to jak teraz szybko zleciało
wiem że muszę sobie dobrze zorganizować czas żeby nic nie przegapić.
Jak minęło mi pół roku? Były
chwile ciężkie, gdy czułam się jak 24 letnia matka dwójki dzieci na co stanowczo
nie jestem gotowa. Tak rok bycia au pair jest chyba najlepszą antykoncepcją. Kocham
swoje dzieciaki najbardziej w moje dni wolne, kiedy wiem że w każdej chwili
mogę wyjść z domu. Bo kiedy pieprzy Ci się w życiu i nie jesteś w stanie rano
wyjść z łóżka , zgadnij co? Tak dokładnie, au pair musi wstać i z uśmiechem
przywitać dzieciaki i spędzić z nimi kolejne 10 godzin. Poza tym jak prawie
każda au pair przez większość czasu jestem #aupoor. Po całym dniu pracy zakupy
są najlepszą rozrywką. Poznałam też mnóstwo ludzi z najróżniejszych zakątków
świata, ale cieszę się że od samego początku mam obok siebie te kilka osób na
które wiem że zawsze mogę liczyć. Dzięki temu wiem że po powrocie moje pierwsze
podróże będą w kierunku Hiszpanii i Francji. Mam możliwość poznać kulturę
żydowską i obchodzić razem z nimi ich święta. Poznała siostrę mojego dziadka
która od 50 lat mieszka w USA i wcześniej nie miałam okazji się z nią spotkać. Mam
możliwość ukończenia kursów na jednym z bardziej znanych Uniwersytetów w USA
(Georgetown University – i nie chodzi o to że się chwalę bo tak naprawdę każda
Au Pair może wybrać kurs na tej uczelni, więc to może nie żadne osiągnięcie.
Ale dla mnie to jednak coś, to w końcu amerykański uniwerek i przepiękny
campus.) Co jeszcze? Na pewno się zmieniłam i na pewno się jeszcze zmienię.
Ale
najważniejsze to podróże..
W 6 miesięcy udało mi się
odwiedzić stany : Pennsylvania, South Carolina, North Carolina, New York, New
Jersey, Virginia, California, Arizona, Nevada, District of Columbia i oczywiście stan w którym mieszkam Maryland.
Każdy stan jest inny i każdy ma w sobie to coś, bardzo to dziwne ale naprawdę w
każdym ze stanów coś mnie urzekło. Jednak moje serce zostało w Californii, a dokładniej
w San Diego i po części w San Francisco. Dokładnie tak, spełniłam swoje
największe marzenie którym był road trip po Californii! A dodatkowo spędziłam
tam swoje 25 urodziny, co było
najlepszym prezentem ode mnie dla mnie.
Las Vegas > Antelope Canyon > Grand
Canyon > Palm Springs > San Diego > Laguna Beach > Los Angeles >
Santa Monica > Malibu > Big Sur > Santa Cruz > San Jose > San
Francisco
Na prawdę nigdy nie pomyślałabym
że będę miała taką możliwość, to było tak odległe marzenie.. Zakochałam się w
San Diego i San Francisco, zawiodłam się na Los Angeles, mogłabym spędzić całe
wakacje imprezując w Las Vegas i Santa Monica na kultowej Venice Beach! Gdy oglądam
zdjęcia to nadal nie wierzę że tam byłam.. Będzie więcej to na pewno, póki co w
przyszły weekend Chicago, potem świąteczny New York.. Zobaczymy jeszcze gdzie
mnie poniesie na święta, które domyślam się że nie będą łatwe dla mnie.
Czy jestem tu szczęśliwa? Są dni
kiedy mam ochotę się spakować i wrócić do Polski, mieszkanie w domu w którym
pracujesz siada na psychikę i po pewnym czasie i w pewnym wieku ma się tego po
prostu dosyć. I prawie codziennie zadaje sobie pytanie czy jestem szczęśliwa i
generalnie mogłabym bez zastanowienia powiedzieć że tak, ale jednak wciąż
czegoś brakuje..